Już 30.OOO Jazydów uciekło z Państwa Islamskiego z regionu Sindżar (kurd. Şingar) i znalazło azyl w południowo-wschodniej Turcji. Ankara zamknęła przed nimi granicę, ale z pomocą Kurdów wracają potajemnie do Turcji.
- To PKK (Partia Pracujących Kurdystanu), która nas chroniła, kiedy ukrywaliśmy się w górach. Dali nam jeść i pić. Po dwóch dniach szliśmy sześć godzin aż do granicy.
22-letnia Nahla z niemowlęciem i małą dziewczynką w ramionach zdaje relację w małej przychodni stworzonego na potrzeby chwili centrum przyjęć w mieście Cizre, blisko granicy z Irakiem i Syrią:
- Mały ma katar, to nic takiego. Jesteśmy szczęśliwi z tego, że jesteśmy tutaj bezpieczni. W Şingarze bardzo baliśmy się Daech (arabska nazwa Państwa Islamskiego).
Nahla cudem nie była na krańcu swoich sił w trakcie wędrówki do granicy tureckiej, gdyż Ankara uparcie odmawia przyjęcia niemuzułmańskich kurdyjskich uchodźców.
Oficjalnie Turcja zarzeka się, że chce nieść pomoc „na miejscu” w północnym Iraku tym, którzy uciekli przed masakrą i atakami dżihadystów Państwa Islamskiego w celu uniknięcia fali imigrantów, których liczba mogłaby osiągnąć milion osób. Turcja wysłała więc namioty oraz dostarcza codziennie pokarmu w irakijskim Kurdystanie.
- Problem w tym, że istnieje jedynie 10.000 miejsc w tych dwóch obozach, gdzie ludzie są pozostawieni sami sobie z powodu braku pomocy od kurdyjskiego rządu – tłumaczy poseł Ludowej Partii Demokratycznej, pro-kurdyjski Faysal Sarıyıldız – A Jazydów, których blisko 500.000 zostało przeniesionych, ta pomoc nie obowiązuje – buntuje się polityk.
Zgromadzeni są przy granicy tureckiej w części Cezaa na północy miasta Dahuk kontrolowanego przez tureckich rebeliantów PKK. Stamtąd rebelianci nielegalnie w nocy przekroczyli granicę w górach.
- Jeszcze 4 godziny marszu – wzdycha Nahla. A tam tureccy żołnierze przymknęli oczy…
Turcja tuszuje rzeź na Bliskim Wschodzie
- To nasz humanitarny obowiązek nieść pomoc naszym kuzynom – tłumaczy Faysal Sarıyıldız, który odwiedził Roboski, mały magazyn jedzenia uzbierany przez lokalną ludność, w górach przy granicy z Irakiem – Przybywają wycieńczeni. Tutaj dostają ciepły posiłek przed wysłaniem ich do obozu w Şırnak, który służy jako centrum przejazdowe przed dotarciem do Cizre, Batman i Diyarbakır. Obóz jest przeładowany, a większość ludzi śpi na ziemi pod przypadkowymi namiotami.
- Rząd turecki nie pomógł tym populacjom nawet w najmniejszy sposób, podczas gdy przyjął setki tysięcy Syryjczyków! – złorzeczy poseł – Społeczność międzynarodowa musi teraz narzucić presję na Turcję, aby ta wynagrodziła skutki tej sytuacji, gdyż my nie możemy stawić jej czoła. 40.000 Jazydów przybywa z drugiego końca gór.
Urząd Ludowej Partii Demokratycznej południowo-wschodniej Turcji razem ze społecznością kurdyjską mobilizują wszystkie środki na pomoc Jazydom, ale do kiedy?
Wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi. W pewnym sensie dotyczy to kurdyjskich „kuzynów”, dla których wylansowała tę „operację humanitarną” bez precedensu turecka społeczność kurdyjska.
- Pod nazwą wsparcia, w tym militarnego, grupom fundamentalistów (Ankara została otwarcie oskarżona o wspieranie Państwa Islamskiego w walce przeciwko reżimowi Baszszara al-Asada w Syrii, jak i przeciw rządom Nuriego al-Maliki w Iraku), Turcja tuszuje rzeź na Bliskim Wschodzie – twierdzi Faysal Sarıyıldız.
Adepci zoroastryzmu zagrożeni przez islamistyczne szaleństwo
W obozie Şırnak 64-letni Barakat z twarzą pooraną zmarszczkami ze zmęczenia przypomina:
- To zawsze ta sama historia. Arabowie nas nie lubią, ponieważ jesteśmy Kurdami i Jazydami wytykając nam, że nie jesteśmy muzułmanami. A ta rzeź to ostatnia z długiej serii.
- Od XII wieku Jazydzi są ofiarami prześladowań arabskich sunnitów – twierdzi Birgül Açıkyıldız, profesor uniwersytetu Artuklu w Mardinie oraz autorka książki „The Yezidis” – byli również prawie całkiem wyeliminowani z terytorium tureckiego od końca Imperium Osmańskiego. Nic się nie zmieniło od dziewięciu wieków.
Adepci zoroastryzmu, dziś zagrożeni islamistycznym szaleństwem w regionach, które zamieszkiwali od wielu tysięcy lat, Jazydzi, mogliby znaleźć z pomocą Kurdów, a niemile widziane w Ankarze, czasowe schronienie w południowo-wschodniej Turcji, gdzie wioski jazyckie opuszczone przez ich przodków są do ich dyspozycji. Z pewnością chcieliby dołączyć do Europy, ale według Faysala Sarıyıldıza:
- Trzeba zrobić wszystko, żeby zostali w regionie. To jeden z najstarszych ludów Bliskiego Wschodu, który może wyginąć.
Źródła: rfi.fr