Na cześć kuchni śródziemnomorskiej od wieków pisano już peany. Kuchnia grecka jak najbardziej zalicza się do tej kategorii. Postaram się nieco rozszerzyć ten temat, jako że jedzenie stanowi ciekawy, a dla niektórych jest wręcz ulubionym tematem rozmów i koniecznie wiąże się z degustacją. Kuchnia grecka jest zdrowa, smaczna, bogata w mięso, ryby, owoce morza oraz sałatki; bazę stanowi oliwa z oliwek, oliwki, wszechobecna feta, tradycyjne pity z różnorodnym nadzieniem oraz niewyczerpana paleta słodkości, z osławionymi baklavą i kataifi na czele.
Ta relacja będzie jak najbardziej subiektywna – o gustach się nie dyskutuje (de gustibus non est disputandum), a tym bardziej o smakach. Proszę się więc nie sugerować w stu procentach moimi wyborami, każdemu smakują przecież inne potrawy, a własnego podniebienia nie da się oszukać. Będą to raczej propozycje, czego by tu spróbować na greckich wakacjach.
Tradycyjne śniadanie to świeżutka, jeszcze ciepła pita z nadzieniem (tyropita – ciasto francuskie z fetą, kaseropita – serem żółtym, spanakopita – ze szpinakiem, często z dodatkiem fety, prasopita – z porami i mięsem mielonym) lub bugaca.
Tutaj występuje jednak delikatny problem lokalności. Trochę jak pomiędzy Krakowem a Warszawą. Bugaca to tak naprawdę nazwa odmiany francuskiego ciasta, używanego jako bazy do wypełnienia – podobnie jak pita. W północnej Grecji (Tracja i Macedonia) spróbować więc można bugacę na słodko i na słono. W Atenach i okolicy nazwa ta obowiązuje tylko i wyłącznie dla ciasta z budyniem na słodko, a pomyłkowe zamówienie bugacy z fetą powoduje natychmiastowe pytanie: Z Salonik jesteś? Dla tych, którzy śniadanie jedzą po drodze do pracy, propozycja nie do odrzucenia to kuluri (koulouri), czyli rodzaj obwarzanka pieczonego z delikatnego chlebowego ciasta obsypanego hojnie sezamem, rzadziej rozmaitym ziarnami, solą lub kminkiem.
Dodawać chyba nie muszę, że w tutejszym klimacie ogromna większość porannego posiłku nie jada, zadowalając się jakimś energetycznym napojem, którym do śniadania jest obowiązkowo kawa. Jej odmian jest wiele – po prostu raj dla smakoszy. Grecka specjalność to kawa frappe inaczej kawa na zimno. Specjalną kawę rozpuszczalną ubija się z cukrem lub bez – według życzenia klienta – i z małą ilością wody aż do powstania sztywnej piany. Wysoką – koniecznie! – szklankę dopełnia się zimną wodą oraz kostkami lodu. Dla wielbicieli białej kawy dodaje się odrobinę mleka. Obrazu dopełnia rurka. Rewelacyjny napój na upały.
Znana w Polsce kawa mrożona z lodami podawana jest gdzieniegdzie jako kawa frappe, ale niestety nie ma z nią wiele wspólnego. Nescafe oznacza gorącą kawę przygotowywaną z kawy rozpuszczalnej (niezależnie od marki). Można ją zamówić w dwóch wersjach – z pianką robioną tak jak w przypadku frape lub bez pianki. Elinikos kafes, czyli kawa po grecku, podawana jest w maleńkich filiżankach, ale nie należy się na to nabrać – jest mocna i stawia od razu na nogi zaspanego osobnika. Do jej przygotowania potrzebna jest specyficzna odmiana kawy, zmielonej na drobny proszek, którą gotuje się wraz z minimalną ilością wody (filiżanka) w specjalnym dzbanuszku do kawy aż do momentu wrzenia.
W kawiarniach można też zamówić kawę z ekspresu, espresso, cappuccino czy latte. Do każdego rodzaju kawy podaje się obowiązkowo wodę, w kawiarniach najczęściej w dzbankach lub w ozdobnych szklanych butelkach. Za wodę się nie płaci, chyba że zamawiamy oryginalnie zamknięte opakowanie. Do kawy podaje się zwyczajowo jakieś słodycze – najczęściej kruche ciasteczka.
Trzeba tutaj zauważyć, iż Grecy kawę mogą pić godzinami. Turyści (czyli my), wypijający kawę w ciągu 2 minut, wywołują ich szczere zdumienie. Przecież kawą człowiek się delektuje – łyczek kawy, łyk wody, papieros, a przy tym rozmowa. No tak, Grecy należą do bardzo towarzyskich narodów.
Istnieje również zwyczaj wróżenia z kawowych resztek – o dziwo – akceptowany przez Kościół. Cały rytuał odbywa się następująco: po wypiciu kawy po grecku (jedynie z niej odczytuje się przyszłość delikwenta) odwraca się filiżankę denkiem do góry, starając się pokryć fusami całą wewnętrzną powierzchnię naczynka. Odczekuje się moment, a potem znające się na rzeczy ciocia lub sąsiadka fachowym okiem szukają oznak przyszłych zdarzeń, kryjących się za węgłem wrogów czy rodzinnych zawirowań. Co ciekawe, w ten przesąd wierzą nawet bardzo wykształceni i inteligentni ludzie, co mnie osobiście – przeraża.
Tak zwanej kawy plujki, którą wiele osób zna i uwielbia, nie ma szans się napić się w Grecji. A lepiej nie szukać kawy po turecku, bo lokalni mieszkańcy mogą zrozumieć, że zamawiamy kawę po grecku, nazywając ja turecką, co może nie zaskarbić ich sympatii.
Z herbatą jest jeszcze ciekawiej. Poproszenie gdziekolwiek o herbatę może spowodować zatroskane spojrzenia i pytanie, czy dobrze się czujemy. Dlaczego tak? Odpowiedź jest prosta. Słowo herbata (caj) używane jest najczęściej jako nazwa ziółek (lipy, mięty, rumianku i innych), zaparzanych w przypadku chorób – bólu brzucha, przeziębienia czy zwykłego przejedzenia. Podobne podejście Grecy mają też do niewinnego Liptona. I prawdą jest, że do rzadkości należą osoby, które piją herbatę dla przyjemności. A przy okazji – w języku nowogreckim kawa jest rzeczownikiem rodzaju męskiego, a herbata nijakiego.