Parlamentarzyści opozycyjnej Unii Społeczno-Liberalnej po dwóch miesiącach strajku wracają do pracy w ławach Senatu oraz Izby Deputowanych. Pierwsza poważna inicjatywa USL to próba odwołania gabinetu premiera Mihaia Răzvana Ungureanu.
Opozycyjna Unia Społeczno-Liberalna, USL, (koalicja postkomunistycznej Partii Socjaldemokratycznej, PSD, Partii Narodowo-Liberalnej, PNL i Partii Konserwatywnej, PC) rozpoczęła bojkot prac parlamentu 1 lutego, chcąc doprowadzić do przedterminowych wyborów. Jak wskazuje większość sondaży koalicja ma wszelkie szanse, aby wygrać listopadowe wybory parlamentarne, a co za tym idzie, od tygodni szereg posłów i senatorów z rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej (PDL) powiększa grono frakcji partii opozycyjnych, szczególnie PNL. Proces ten spowodował zmianę równowagi sił w rumuńskim parlamencie, doprowadzając w rezultacie do uzyskania przez opozycję większości w Senacie. Bojkotowanie obrad w tej sytuacji mija się z celem.
Pierwsza poważna inicjatywa USL po włączeniu się w prace parlamentu to próba odwołania rządu premiera Ungureanu. Gabinet, którego największą podporę w parlamencie stanowi PDL, prezydent Băsescu powołał w lutym, po tym jak pod wpływem masowych demonstracji przeciwko oszczędnościowej polityce rządu do dymisji podał się rząd Emila Boca.
Wniosek o wotum nieufności opozycja złożyła w środę. Jako argumenty przemawiające za zmianą gabinetu USL wymienia m.in. utworzenie wydziału z językiem wykładowym węgierskim na Uniwersytecie Medycyny i Farmacji w Târgu Mureş (co traktuje jako nadmierne poddawanie się przez premiera presji współtworzącemu rząd Demokratycznemu Związkowi Węgrów w Rumunii), uleganie obcym interesom poprzez wyprzedaż zasobów naturalnych, wreszcie działaniem szefa rządu w interesie baronów PDL.
Parlamentarzysta liberalnych demokratów Cezar Preda komentuje całą sytuację twierdzeniem, że na kilka miesięcy przed wyborami faktycznym celem opozycji jest sprawdzenie na ile głosów w parlamencie może liczyć w obecnej sytuacji politycznej. Swoje głosowanie za wnioskiem zadeklarowali niektórzy parlamentarzyści z partii popierających oficjalnie rząd, jak Corneliu Grosu z Narodowego Związku na Rzecz Rozwoju Rumunii (UNPR), któremu nie podoba się poparcie rządu dla utworzenia węgierskojęzycznego wydziału na Uniwersytecie Medycyny i Farmacji.
Według art. 113 rumuńskiej konstytucji do uchwalenia wotum nieufności potrzeba bezwzględnej większości połączonych izb Senatu oraz rumuńskiej Izby Deputowanych. Prawdopodobnie USL zabraknie jednak 10 do 15 głosów do odwołania rządu. W takim przypadku – jak już zapowiadają parlamentarzyści opozycji – do kolejnej próby sił dojdzie po wygranych przez opozycję czerwcowych wyborach lokalnych (co przewidują sondaże), kiedy USL spodziewa się kolejnego dużego przypływu parlamentarzystów z PDL. Ponieważ zgodnie z konstytucją Rumunii parlamentarzyści, którzy podpisali wniosek o wotum nieufności wobec rządu, pod kolejnym mogą podpisać się dopiero w kolejnej sesji parlamentu, USL postarała się, aby pod środowym wnioskiem znalazły się nazwiska minimalnej liczby senatorów i deputowanych – 116 parlamentarzystów.
Chociaż partie rządzące pozostają w sondażach daleko w tyle za USL, rośnie poparcie dla bezpartyjnego premiera Ungureanu. Według badania zaufania do rumuńskich polityków przeprowadzonego przez instytut CSOP wynik szefa rządu zrównał się z rezultatem osiągniętym przez lidera PSD (i być może od jesieni jego następcą) Victorem Pontą. Obydwu panom ufa po 23% ankietowanych. Najlepszy wynik – 26% – osiągnął prezes Narodowego Banku Rumunii i były premier Mugur Isărescu.
Krzysztof Górski
Źródła: adevarul.ro revista22.ro