Prezydent Traian Băsescu czwarty miesiąc zwleka z przyjęciem listów uwierzytelniających od nowego ambasadora Holandii. Afront wobec dyplomaty z Hagi to kolejna odsłona nie najlepszych od miesięcy stosunków holendersko-rumuńskich, które psuje blokowanie przez rząd Marka Rutte przystąpienia Rumunii i Bułgarii do strefy Schengen.
Dyplomatyczny zwyczaj mówi, że nowo mianowany ambasador przedstawia listy uwierzytelniające głowie państwa w ciągu 60 dni od swojego przybycia do kraju urzędowania. Ambasador Matthijs van Bonzel przybył do Bukaresztu 2 grudnia. Prezydent Băsescu zasłaniając się brakiem czasu nie przyjął jak dotąd dyplomaty na ceremonii w swej siedzibie w pałacu Cotroceni. Konsekwencje takiego stanu są nie tylko symboliczne – Matthijs van Bonzel nie mógł wziąć udział jako ambasador w marcowym spotkaniu premiera Mihaia Răzvana Ungureanu z ambasadorami UE. Ponadto data i godzina złożenia listów uwierzytelniających decyduje o miejscu ambasadora w porządku pierwszeństwa w korpusie dyplomatycznym.
– Przyjmowanie ambasadorów w celu uzyskania akredytacji stanowi prerogatywę głowy państwa. Taka jest sytuacja i czekam na zaproszenie – odpowiada van Bonzel w wywiadzie dla agencji MEDIAFAX zapytany po czyjej stronie leży wina, że nie otrzymał jeszcze akredytacji. Sytuacja z brakiem akredytacji dla holenderskiego dyplomaty zaczyna mieć swoje reperkusje w Hadze. Opozycyjna Partia Pracy zwróciła się do holenderskiego MSZ-u z żądaniem podania przyczyn tak długiego opóźnienia.
Holandia od dłuższego czasu blokuje przystąpienie Rumunii i Bułgarii do strefy Schengen uznając, że oba kraje nie wdrożyły wystarczających środków do walki z korupcją oraz przestępczością zorganizowaną. Faktyczna przyczyna decyzji rządu Marka Rutte to antyimigranckie nastroje w społeczeństwie, jak również fakt, że mniejszościowy gabinet utrzymuje się przy życiu tylko dzięki poparciu populistycznej Partii Wolności Geerta Wildersa. Podczas lutowego szczytu w Brukseli kraje Unii Europejskiej przełożyły podjęcie decyzji o przyjęciu Bułgarii i Rumunii do strefy Schengen na wrzesień tego roku.
Rumuni po raz kolejny okazują Holandii swoje niezadowolenie z postawy rządu tego kraju wobec Schengen, oraz polityki wobec imigrantów. Jesienią ubiegłego roku oba państwa stoczyły tak zwaną „wojnę kwiatową”, kiedy na swojej granicy Rumuni zatrzymali ciężarówki z tulipanami, głównym produktem eksportowym Niderlandów. Rząd w Bukareszcie twierdził wówczas, że cebulki kwiatów mogą być zakażone „niebezpieczną bakterią”. W lutym tego roku dwaj eurodeputowani – Polak Jacek Saryusz-Wolski i Rumun Sebastian Bodu, wystosowali do obywateli Europy Środkowo-Wschodniej list otwarty, w którym wezwali do bojkotu holenderskich produktów.
Krzysztof Górski
Źródło: adevarul.ro